czwartek, 28 stycznia 2016

Informacja


 Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że długo mnie tutaj nie było. Szkoła mnie wykańcza, cierpię na odwieczny brak wolnego czasu. Życie.
 Dzisiaj chcę Wam tylko napisać, że w najbliższej przyszłości możecie spodziewać się nowej miniaturki. Najwcześniej pojawi się ona w pierwszym tygodniu lutego, ewentualnie 15 lutego - wtedy, kiedy zaczynam ferie. 
 Uwierzcie mi, że na nowe miniaturki mam masę pomysłów i inspiracji, ale po prostu nie mam kiedy ich napisać. 
 Dziękuję także, że ciągle odwiedzacie tego bloga. 
 Pozdrawiam, 
Andrea Ceruleo. 



sobota, 26 grudnia 2015

[02] - Wigilijny cud


 Dzisiaj mam dla Was świąteczną miniaturkę, która, teoretycznie, miała pojawić się jeszcze przed wigilią, ale cóż, nie wyszło. Spóźniona życzę też Wam Wesołych Świąt (mam nadzieję, że cieszycie się z prezentów, które zapewne dostaliście). Dziękuję również za Wasze ogromnie pozytywne komentarze pod poprzednią miniaturką, z których do tej pory się cieszę. Mam nadzieję, że ta także przypadnie Wam do gustu, chociaż w połowie tak, jak tamta :D. Przed Nowym Rokiem powinna pojawić się jeszcze jedna miniaturka - jeszcze jedna świąteczna lub noworoczna (dajcie znać, którą wolicie).


---

  W niewielkim, lecz przestronnym salonie, przy krześle obok elegancko nakrytego stołu, siedziała samotnie młoda, brązowowłosa kobieta. Już na pierwszy rzut oka na nią było widać, że coś jest nie tak. Na jej twarzy malował się duży smutek, a w oczach widniała tęsknota i żal. Ktoś, widzący ją w tamtej porze, zapewne zastanawiałby się, co ona robi sama w domu podczas takiego wyjątkowego wieczoru. Był to bowiem wieczór wigilijny.
 Hermiona Granger, bo nią była owa kobieta, westchnęła cicho, gładząc przód swojej wykwintnej, czarnej sukienki. Właściwie to nie wiedziała, dlaczego tak się ubrała. Przecież i tak nie miała dla kogo się stroić. Może chodziło o zachowanie pewnego rodzaju tradycji, a może po prostu chciała dobrze wyglądać? Przypuszczała, że te opcje wydawały być się całkiem prawdopodobne.
 Wszystko przygotowała. Przyrządziła smakowite potrawy, upiekła pierniczki, nakryła do stołu. I co najważniejsze, zrobiła to bez pomocy magii. Teraz siedziała, zastanawiając się, co właściwie chciała przez to osiągnąć.
 Była przygnębiona, ponieważ została skazana za samotne spędzenie wigilii. Kilka dni temu otrzymała następującą wiadomość od Harry'ego - jej przyjaciela, chłopca, który pokonał Voldemorta:

       Droga Hermiono!
Ciężko mi to pisać, jeszcze ciężej o tym myśleć, ale musisz wiedzieć. Nie damy rady z Ronem wrócić na święta. Mamy do wypełnienia bardzo ważną misję, którą staramy się jak najszybciej zakończyć, jednak nie jest to takie łatwe. Bardzo nam przykro i żal, że nie możemy spędzić z Tobą świąt. Mamy jednak nadzieję, że sobie poradzisz. Nie gniewaj się na nas, to naprawdę ważne zadanie, od którego zależy nasze być albo nie być. 
Pozdrawiam, Harry.


 Hermiona była przekonana, że wrócą ze swojej tajemniczej misji nawet jeszcze przed świętami, ale najwyraźniej się myliła. Myślała, że spędzą wspólnie święta, szczególnie wigilię, a tu taka wiadomość... Bez nich nie miała z kim świętować. Nie miała pojęcia, gdzie podziewali się jej rodzice, którym zmieniła pamięć tuż przed wojną. Próbowała ich odszukać w Australii - tam, gdzie ich wysłała - lecz jak dotychczas bezskutecznie. Minąły dwa lata, odkąd wojna się skończyła, a ona wciąż nie mogła ich odnaleźć. Na wspomnienie o mamie i tacie w jej oczach pojawiały się łzy, a wspomnienia mimowolnie pojawiały się w jej głowie. Wspólne wycieczki, oglądanie filmów, a przede wszystkim święta w rodzinnym gronie wydawały się jej być tak odległe, jakby zdarzyło się to tysiąc lat temu.
 Okazało się także, że reszta jej przyjaciół ze szkoły, między innymi Neville i Luna, wyjechali tymczasowo z Anglii, wliczając w to także rodzinę Weasleyów, która wciąż jeszcze opłakiwała śmierć Freda, bolesną stratę, którą wszyscy odczuli. Wyglądało na to, że została pozostawiona na lodzie i nie miała innego wyboru, niż tylko spędzić Boże Narodzenie.
- Wesołych świąt, Hermiono - powiedziała smętnie sama do siebie, smutno się uśmiechając. Poczuła, że mimowolnie jest głodna i postanowiła, że w końcu zabierze się za jedzenie.
 Rozejrzała się jeszcze dookoła. W kącie pokoju stała piękna choinka, na której świeciły się kolorowe światełka, a na jej gałęziach pobłyskiwały brokatowe ozdoby. Wzrok kobiety zatrzymał się jednak na oknie, z którego rozpościerał się widok na okolicę. Prószył śnieg, w oddali można było zauważyć przystrojone świerki. Na niebie jaśniały gwiazdy, a Hermiona zauważyła, że ta najważniejsza - pierwsza gwiazdka - już się pojawiła. Pora była więc zacząć posiłek, chociażby nawet byłoby się samotnym.
 Na stole widniały dwa nakrycia - jedno dla samej Hermiony, a drugie, jako tradycja świąteczna, gdyby ktoś osamotniony, tak jak ona, zapukał do drzwi. Jednakże młoda kobieta wątpiła w to, jakoby komuś zachciało się ją odwiedzić, bo była przekonana, iż absolutnie wszyscy spędzali święta z rodziną, oczywiście z wyjątkiem jej samej. A ona nie chciała się nikomu narzucać.
 Przysunęła się bliżej swojego nakrycia i powoli nalała sobie do talerza barszu z uszkami. Ledwo jej palce musnęły srebrną łyżkę, usłyszała pukanie do drzwi.
 Na początku myślała, że się przesłyszała. Uznała to za swoją wybujałą wyobraźnię i nałożyła na łyżkę barszczu. Nie zdążyła nawet przybliżyć jej do swoich ust, kiedy znowu je usłyszała. Ktoś najwyraźniej stał za drzwiami i chciał dostać się do środka.
 Szybko przełknęła łyk zupy i wstała. Serce zaczęło jej mocniej bić. Nie miała pojęcia, kto czegoś mógł od niej chcieć. Czyżby to był jakiś gość, który nie miał z kim spędzić wigilii i postanowił udać się właśnie do niej?
 Podjęła decyzję, że otworzy. W tym czasie pukanie zdążyło już nieco osłabnąć, lecz nadal było słyszalne.  Hermiona szybkim krokiem wyszła z salonu, a po chwili znalazła się w przedpokoju, przy drzwiach wejściowych. Poprawiła ręką swoje rozpuszczone, brązowe włosy, łapiąc za klamkę wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi.
 W pierwszej chwili myślała, że śni. Miała jednakże świadomość, że to nie mógł być sen. On tam naprawdę był, w czarnym płaszczu, i stał przed nią.
- Malfoy? - szepnęła zaskoczona Hermiona.
  Jej największy wróg ze szkolnych czasów najwyraźniej się jej przypatrywał i coś w jego minie mówiło szatynce, że także jest zaskoczony jej widokiem.
- Granger? - Zmrużył oczy.
 Przez chwilę mierzyli siebie wzrokiem. Hermiona nie wiedziała, co ma zrobić.
- Co ty tu robisz? - wykrztusiła w końcu. Czy wielkim nietaktem byłoby zamknięcie mu drzwi przed nosem?
- Szukam towarzystwa - prychnął, ale w jego głosie brązowowłosa wyczuła nutę żalu. Zrozumiała aluzję.
 I w tamtym momencie, stojąc przed nim w otwartych drzwiach, podjęła decyzję. Co nią kierowało? Nie wiedziała. Przecież Malfoy był jej odwiecznym wrogiem - nienawidzili siebie nawzajem. Patrząc jednak wtedy na niego, na z jakiegoś powodu przygnębionego mężczyznę, który nie odwrócił się plecami, kiedy dowiedział się, że szlama otworzyła mu drzwi, zrobiło jej się go swego rodzaju żal.
- Wejdź - powiedziała i odsunęła się od progu, tym samym robiąc przejście.
- Nie będę robić ci kłopotu. - Chciał już odejść, ale Hermiona pośpiesznie dodała:
- Jestem sama.
Draco popatrzył na nią.
- Nikt nie powinien być dzisiejszego wieczoru sam.
- Jak mi się wydaje, ty jesteś - zauważyła.
- Ja to beznadziejny wyjątek - rzekł, ale wspiął się po schodkach wejściowych i nieco niepewnie wszedł do środka. Hermiona zamknęła za nim drzwi i odwróciwszy się, skierowała swój wzrok na blondyna. Musiała przyznać, że w tym swoim płaszczu, na którym jeszcze pozostały nieroztopione płatki śniegu, prezentował się naprawdę wytwornie.
 Wskazała mu ręką wieszak, a on zdjął swoje okrycie i powiesił je tuż obok czerwonej kurtki Hermiony.  Okazało się, że miał na sobie białą koszulę, która, choć z pozoru zwyczajna i prosta, bardzo mu pasowała.
 Zaraz potem młoda kobieta poprowadziła go do salonu. Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Miała świadomość, że właśnie zaprosiła swojego wroga do własnego mieszkania i mają razem zjeść kolację wigilijną. Poniekąd nie wiedziała, dlaczego to uczyniła. Na pewno kierowała nią dobroć serca, a może coś jeszcze? Kiedy ujrzała na progu swojego domu Malfoya i patrzyła mu prosto w oczy, zobaczyła odbicie człowieka potrzebującego choć odrobiny ciepła i miłości, a gdy zaprosiła go do środka, coś w jej wnętrzu podpowiedziało jej, że dobrze postąpiła.
- Siadaj. - Hermiona zaprosiła go gestem do stołu. W duchu dziękowała sobie, że postawiła dodatkowe nakrycie.
 Usiedli. Draco zajmował miejsce po przeciwległym krańcu stołu, lecz jako iż ten był dość małych rozmiarów, nie siedzieli daleko od siebie.
- Rozgość się - mruknęła Hermiona, bacznie go obserwując.
- Nigdy bym nie pomyślał - odezwał się - że będziemy kiedyś razem siedzieć przy jednym stole. Sami.
- Uwierz mi, że ja też. Nawet w najśmielszych marzeniach - odpowiedziała. A jednak siedzimy, a ty do tej pory jeszcze nie rzuciłeś do mnie żadnym wyzwiskiem. - uśmiechnęła się cierpko.
- I tak nie będzie. Pewne rzeczy się zmieniają - rzekł.
 Tym razem mu nie odpowiedziała, tylko zabrała się do jedzenia barszczu. Młody Malfoy, idąc jej przykładem, także nalał sobie go do talerza i zaczął jeść. Jedli w głuchej ciszy, nie licząc cichego brzdęku łyżek.
- Co właściwie tutaj robisz? Sam? - Hermiona odważyła się wreszcie zadać to nurtujące ją pytanie, kiedy ich talerze zostały puste.
- A ty dlaczego spędzasz dzisiejszy wieczór samotnie? 
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. - Hermiona odłożyła pusty talerz na bok i na drugi nałożyła sobie kawałek makowca. 
- Jakby to ująć... Wszyscy się ode mnie odwrócili. - Draco zrobił to samo, co Hermiona. - Dobry  - powiedział po skonsumowaniu kęsa ciasta. 
- Miło mi - odpowiedziała zdziwiona tym, co od niego usłyszała. Malfoy chwalący własnoręcznie upieczonego przez nią makowca? 
- Co? - zapytał, kiedy zauważył na sobie zaskoczony wzrok brunetki. 
- Nic, nic. Po prostu... Zresztą nieważne. 
- Teraz ty odpowiedz na moje pytanie - zaczął. - Ja już powiedziałem. Dlaczego byłaś sama w ten wigilijny wieczór? 
- Tak się składa, że jakoś nie miałam go z kim spędzić - przyznała szczerze. 
- Naprawdę? Gdzie twoi rodzice? - Widząc wyraz jej twarzy, zamilkł na chwilę. - Wybacz - odezwał się zaraz potem. 
- To nic - wykrztusiła. - Nie wiem, gdzie są. Usunęłam im pamięć o mnie, a teraz nie mogę ich nigdzie odnaleźć. 
- Przykro mi. 
Nie odpowiedziała. 
- A Potter i Weasley? - Draco był najwyraźniej ciekawy. 
- Są na ważnej misji, wysłani przez Ministerstwo. - Hermiona nie wiedziała, dlaczego mu to mówi. 
 Były Ślizgon pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem. Zapadła kolejna krępująca cisza, podczas której zdążyli zjeść makowca oraz kilka pierogów z grzybami. 
- Dlaczego mnie wpuściłaś? - zapytał nagle Draco. 
- Nie wiem. Coś kazało mi to zrobić. - Młoda kobieta, skończywszy jeść, wyprostowała się na krześle. 
- Dzisiaj planowałem sam spędzić wigilię. Ale, kiedy zapadł zmrok, coś mnie tchnęło i uznałem, że tak nie można. Kiedy przechodziłem obok twojego domu, poczułem, że muszę tu zapukać. Tak też zrobiłem. I oto jestem. 
 Hermiona nie powiedziała tego na głos, ale gdyby wierzyła w przeznaczenie, uznałaby, że to właśnie jego sprawka. Zamiast tego chwyciła butelkę wytrawnego, czerwonego wina stojącego idealnie pośrodku stołu i nalała sobie i Draconowi do kieliszków. 
- Po wojnie wszystko się zmieniło - zaczął niespodziewanie blondyn. - A przede wszystkim chyba zmieniłem się ja. 
- Tak sądzisz? - Szatynka sięgnęła ręką po swój kieliszek, by już po chwili wypić z niego łyk wina. 
- Zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy, o których dotychczas nie miałem pojęcia. Zrozumiałem, na przykład, że czysta krew wcale nie jest lepsza od innej. - Urwał i spojrzał na nią. 
- Doprawdy? - parsknęła nieco ironicznie. Wciąż pamiętała lata upokorzeń i obelg, którymi obarczał ją w Hogwarcie. 
- Tak. Wszystkie te stereotypy doprowadziły mnie na dno. Matka i ojciec siedzą w Azkabanie, a inni, którzy byli mi bliscy, udają, że wcale mnie nie znali. Wcale się im nie dziwię, bo kto chciałby się chwalić, że był przyjacielem byłego śmierciożercy? - W jego głosie Hermiona wyczuła gorycz i poczuła natychmiastową potrzebę pocieszenia go. 
- Nie jesteś zły. - Słowa te jako jedyne przyszły jej do głowy. 
- Nie możesz tego wiedzieć. 
- Czuję to. Poza tym, gdybyś był, nie siedziałbyś tu teraz ze mną - oznajmiła i wstała, kierując się do okna. Draco poszedł jej śladem i niemalże bezszelestnie znalazł się obok niej. Hermiona popatrzyła w niebo i powiedziała: 
- Widzisz te gwiazdy? Wszystkie świecą jednakowo. To tak jak z ludźmi - wszyscy z natury są dobrzy, ale od nas samych zależy, czy pójdziemy dobrą drogą, czy tą gorszą. Myślę, że ty już wybrałeś tę dobrą stronę.
- Rety, Granger, nie wiedziałem, że potrafisz być aż taka mądra - zaśmiał się.
- Cóż, próbuję być twórcza - mruknęła pod nosem.
- Ale w pewnym sensie muszę przyznać ci rację. - Draco odwrócił się twarzą do niej. - Przepraszam.
- Co powiedziałeś? - Hermiona myślała, że się przesłyszała.
- Przepraszam za moje wyzwiska, za to zło, które ci wyrządzałem przez tyle lat. - Była Gryfonka wiedziała, że trudno było mu to przyznać, ale jednak dał radę.
- Zacznijmy od nowa - rzekła Hermiona. - Jeśli tylko chcesz.
- Jasne. - Wyciągnął do niej rękę. - Draco Malfoy.
- Hermiona Granger. - Uścisnęła jego rękę.
 Hermiona nigdy nie przypuszczałaby, że mogłaby tak szybko pogodzić się z wrogiem. Tak się jednak stało i czuła, że nie były to zwykłe słowa rzucone na wiatr. Nie mogła wątpić w to, że stało się to dzięki temu jedynemu wieczorowi w ciągu roku. Dla obojga z nich tamten gest stanowił początek przygody, którą przyszło im będzie przeżyć ze sobą razem. Bo w wigilijną noc dzieją się cuda, a ten niewątpliwie był jednym z nich. 


poniedziałek, 14 grudnia 2015

[01] - Bez przyszłości


Miniaturka pisana przy piosence: KLIK. Utwór ten stał się dla mnie pewnego rodzaju inspiracją do jej napisania.


Ale jeśli byliśmy wystarczająco silni
By to wpuścić 
Jesteśmy wystarczająco silni
By odpuścić

   - Dobrze wiesz, że nie ma dla nas przyszłości - powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Słyszałam w jego głosie niewyobrażalny ból, który ja także czułam wewnątrz siebie.Wiedziałam, jak trudno było mu to przyznać, ale w głębi duszy oboje o tym wiedzieliśmy. Nadszedł czas rozstania. I chociaż wzbranialiśmy się przed nim, to ono musiało w końcu nadejść.
Pokiwałam głową, niemalże niewidocznie, jednakże wiedziałam, że on to zauważył. Nie byłam zdolna do wykrztuszenia jakiegokolwiek słowa; gardło miałam ściśnięte. W moich oczach zebrały się łzy. Miałam świadomość, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Tak bardzo nie chciałam się żegnać. Tak bardzo nie chciałam go opuszczać.
Gdyby ktoś opowiedział dawnej Hermionie Granger, że pokocha swojego największego wroga, ta wyśmiałaby go i zapewne wysłałaby na leczenie do Świętego Munga. Bo dawna Hermiona Granger nie przypuszczałaby nawet, że ten wredny i arogancki Ślizgon, szanowny pan arystokrata Draco Malfoy, mógłby co najmniej zachować z nią dobre stosunki, nie mówiąc już o przyjacielstwie. A co dopiero o miłości! Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że nienawidziliśmy siebie nawzajem. Nie było tu szans na żadne życzliwe stosunki do siebie. A jednak, życie szykowało dla nas inny scenariusz. Bo dosłownie nie zauważyłam, jak szybko młody Malfoy wkradł mi się do serca. W jednej chwili byliśmy dla siebie wrogami, a w drugiej - kimś zupełnie przeciwnym. Kiedy to sobie uświadomiłam, wiedziałam już, że przepadłam z kretesem.
Zaczynaliśmy od małych kroczków, ledwie zauważalnych. Były to niby zwykłe gesty, takie jak przypatrywanie się sobie nawzajem nie z wrogością, lecz z zainteresowaniem. Ale dla nas stanowiły coś więcej. Dzięki nim też zorientowałam się, że Draco prawdopodobnie zmaga się z tym samym uczuciem, co ja. Oczywiście, nie mogłam być tego stuprocentowo pewna, ale chciałam w to wierzyć, chociaż mój rozum krzyczał, że wymyślam nierealne scenariusze.
Wkrótce mało widoczne znaki przemieniły się w te większe. Nawet moi przyjaciele, Harry i Ron, zauważyli, że coś się dzieje.
- Hermiono, o co chodzi z Tobą i Malfoyem? - zapytał pewnego wieczoru Wybraniec, kiedy siedzieliśmy razem przy kominku w Pokoju Wspólnym.
- W jakim sensie? Nie rozumiem cię, Harry. - Udałam zaskoczoną.
- Nie zwróciłaś uwagi na to, że ostatnio dość dziwnie się zachowuje? To znaczy, nie wyzywa już ciebie i czasami długo cię obserwuje? Zresztą, nie udawaj zaskoczonej, ty też mu się przyglądasz! - Harry próbował mi spojrzeć prosto w oczy, ale ja odwracałam wzrok. Bałam się, że mógłby z nich wszystko wyczytać.
- Właśnie! Co to ma niby znaczyć? - odezwał się Ron.
- Ja naprawdę nie mam pojęcia, o czym wy mówicie! A teraz przepraszam, jestem zmęczona - powiedziałam i wstałam z obitego czerwonym aksamitem fotela, kierując się do dormitorium dziewcząt.
Zdążyłam jeszcze usłyszeć szept Rona:
- To podejrzane, nie sądzisz, Harry?
Westchnęłam. Naprawdę nie miałam ochoty wtedy rozmawiać o mnie i o Malfoyu. Nie chciałam się przyznać, nawet przed przyjaciółmi, że nie przestałam zaliczać Ślizgona do kategorii wrogów. Co by na to powiedzieli Harry i Ron? To przecież niedorzeczne! Ewidentnie bałam się ich reakcji. W tamtej chwili pomyślałam, że muszę po prostu zapomnieć. Zapomnieć o tym, jakobym poczuła do Dracona coś więcej. Udawać, że nie widzę, jak "ukradkiem" mi się przypatruje i po prostu o nim więcej nie myśleć.
Swoją myśl zaczęłam realizować następnego dnia. Odwracałam się, kiedy widziałam, jak on z zainteresowaniem mnie obserwuje. I tak mijały kolejne ostępy czasu. Nie było mi łatwo, ale dawałam radę. Trzymałam się myśli, że niedorzeczne byłoby bratanie się z odwiecznym wrogiem.
Po dwóch tygodniach, kiedy myślałam, że zapomniałam, spotkało mnie zaskoczenie, od którego właściwie zaczęły się jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia.
Siedziałam w opustoszałej bibliotece i wertowałam stare, zakurzone księgi, w poszukiwaniu informacji o eliksirze Felix Felicis, które były mi potrzebne do pracy domowej. W powietrzu unosił się zapach pergaminu i kurzu, ale taką mieszankę lubiłam najbardziej. Byłam tak skupiona na przeglądaniu ksiąg, że nie zauważyłam, jak ktoś wszedł do pomieszczenia. Dopiero, kiedy czytany przeze mnie tekst został przysłonięty przez cień, podniosłam głowę, by sprawdzić, kto odważył się mi przeszkodzić.
Oczywiście, był to Malfoy. Na chwilę zamarłam, wstrzymując oddech, ale on najwyraźniej nie stracił rezonu, bo powiedział głośno i wyraźnie:
- Granger, mamy do pogadania.
Jakimś cudem zdołałam wykrztusić:
- Ja? Z tobą? Malfoy, chyba coś ci się pomyliło.
I znów to udawanie. Ale co niby miałam mu powiedzieć? "Hej, Draco, wiesz, chyba od jakiegoś czasu coś do ciebie czuję i myślę, że ty do mnie też?". Wyszłabym na idiotkę, w taki czy inny sposób.
- Oj, Granger, Granger - wymruczał. - Nie umiesz kłamać.
- Odczep się - wymamrotałam. Chciałam, żeby sobie poszedł. Nie mogłam dłużej zgrywać obojętnej w jego towarzystwie.
On najwyraźniej wcale nie miał zamiaru odejść. Wstałam więc, zamykając grubą książkę, i próbowałam go ominąć, ale on delikatnie złapał mnie za ramię, uniemożliwiając ruch i zmuszając mnie, bym spojrzała w jego szare tęczówki.
- Nie będziesz uciekać. Nie będziesz się chować. Oboje wiemy, co jest grane, prawda? Nie uciekniemy przed tym. Porozmawiajmy. - Mówił cicho, ale jednocześnie stanowczo. Coś w jego głosie sprawiło jednak, że odważyłam się powiedzieć:
- Dobrze.
Moja jedna decyzja sprawiła, że cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Jedno, niewinne słowo, zgoda na rozmowę, która wszystko zapoczątkowała. Bo to od niej sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły.
Potem zaczęliśmy się spotykać. Na początku rzadko, ale z czasem nasze spotkania stały się rutyną, obowiązkowym elementem dnia. Poznawaliśmy siebie nawzajem. Widziałam w nim zmianę - teoretycznie dalej był tym zarozumiałym w sobie, aroganckim blondynem, ale ja zauważyłam, że nieczęsto zachowywał się już jak ten dawny Malfoy, przynajmniej przy mnie. Z czasem zrozumiałam, że poza, którą przybierał przez ostatnie lata, była tylko maską. Pozwolił mi wejrzeć w głąb swojej duszy, a ja zobaczyłam, jaki jest naprawdę. I chyba to sprawiło, że jeszcze bardziej dotarło do mnie to, jaki jest dla mnie ważny.
Doskonale pamiętam nasz pierwszy pocałunek. Stało się to podczas ostatniego dnia, kiedy ukończyliśmy piąty rok nauki i mieliśmy wracać do pociągiem do naszych domów. Spotkaliśmy się, jak niemalże zawsze, w Pokoju Życzeń. Draco wyznał mi co czuje, a potem, w przypływie chwili, jego wargi delikatnie musnęły moje. Nigdy nie zapomnę uczucia, jakie w tamtej chwili mi towarzyszyło: jakbym miała pewność, że moje miejsce jest właśnie obok niego, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Obiecał, że podczas wakacji postara się pisać listy. Perspektywa dwóch miesięcy bez niego wydawała się być dla mnie niemożliwa, jednakże wiedziałam, że nie mogliśmy się spotykać, przynajmniej na razie. Jego rodzice nie mogli się o nas dowiedzieć. W moich żyłach płynęła brudna krew, a on przecież był czystej krwi. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co by było, gdyby prawda wyszła na jaw.
Po wakacjach wróciliśmy na szósty rok i wreszcie mogłam go ponownie ujrzeć. Pisaliśmy do siebie, jednak dość rzadko i to musiało nam wystarczyć. Podczas uczty powitalnej niemalże cały czas spoglądałam w jego kierunku, zauważyłam jednak, że Draco unikał mojego wzroku. Ucieszyłam się, kiedy przyszła sowa z wiadomością, byśmy się spotkali.Cała w skowronkach, że będę mogła znowu poczuć jego dotyk na swoim ciele, udałam się do wyznaczonego miejsca, ponownie do Pokoju Życzeń. Zobaczywszy go, musiałam się powstrzymywać, żeby nie rzucić mu się w ramiona. Chłopak jednak powiedział prosto z mostu:
- Nie możemy się już więcej spotykać.
Te słowa były jak cios prosto w moje serce.
- C-co? - wyjąkałam. Miałam głęboką nadzieję, że się przesłyszałam.
- To, co słyszałaś. Nie możemy się już więcej spotykać - powtórzył zimnym jak lód tonem.
- Dlaczego? - zdołałam wykrztusić. Nie miał pojęcia, jak bardzo mnie ranił.
- Dlatego. Po prostu zrozumiałem, jaki błąd popełniłem. - I odszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Stałam jak sparaliżowana; nie potrafiłam wykonać nawet najmniejszego ruchu. Pozostawił mnie taką, ze złamanym sercem. Mogłam się tego spodziewać. To było do przewidzenia. Może od początku stanowiłam dla niego zwykłą zabawkę? Problem w tym, że nie umiałam zapomnieć.
Kolejne dni mijały, a ja wciąż wspominałam Dracona. Na pytania Harry'ego i Rona o to, co się dzieje, wzruszałam tylko ramionami i nie odpowiadałam. Jednocześnie wciąż obserwowałam Ślizgona i zauważyłam dziwną zmianę w jego wyglądzie: stał się jeszcze bledszy i chudszy niż zwykle, widać było sińce pod jego oczami. Zaczął też opuszczać zajęcia. I dlatego zaczęłam podejrzewać, że coś się dzieje. Coś ukrywał. Wiedziałam, że nie powinnam była integrować w jego życie, ale wciąż mi na nim zależało, mimo tego, jak podle mnie potraktował.
Pewnego razu, jedząc śniadanie w Wielkiej Sali, zauważyłam, jak Draco wchodzi do pomieszczenia. Wyglądał tak samo, jak od jakiegoś czasu, dosłownie marniał w oczach. Wstałam od stołu i ruszyłam w jego stronę, nie zważając na zdziwione spojrzenia moich przyjaciół. Najwyraźniej mnie zauważył, bo odwrócił się i niemalże wybiegł z sali. Nie mogłam tak tego zostawić, musiałam z nim porozmawiać. Pobiegłam za nim.
- Poczekaj! - krzyknęłam z nadzieją, że zorientuje się, że mówię do niego i się zatrzyma.
Ślizgon tylko przyśpieszył. Po chwili zniknął za drzwiami łazienki. Kiedy dotarłam do tamtego miejsca, nie zastanawiałam się ani chwili, tylko od razu pociągnęłam za klamkę. Na szczęście, drzwi nie były zamknięte. Niepewnie weszłam do środka.
- Draco? - zapytałam cicho. Teraz miałam pewność, że coś było na rzeczy.
Odpowiedziało mi tylko lekkie echo. Zaraz jednak z prawej strony usłyszałam jakiś dźwięk, który wydał mi się być... rozpaczliwym płaczem? Nie, musiało mi się wydawać. Skręciłam w tamtą stronę i przeszłam kilka kroków, by za moment znaleźć się w pomieszczeniu z umywalkami. To, co zobaczyłam, miałam zapamiętać na długo.
O jedną z umywalek opierał się Draco. Był odwrócony tyłem do mnie, ale mogłam zobaczyć jego twarz w lustrze. Płakał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Nigdy nie przypuszczałabym nawet, że mógłby tak gorzko płakać, jak wtedy w łazience. Z pewnością w tamtym momencie byłam świadkiem jego załamania. Dzięki temu wydarzeniu zrozumiałam, że nawet on jest słaby, chociażby nie wiem jak demonstrował, że wcale tak nie jest.
- Draco... - szepnęłam bezsilnie. W moich oczach zebrały się łzy. - Co się dzieje?
Gwałtownie się odwrócił. Słyszałam jego ciężki i głęboki oddech; dalej wyglądał źle.
- Idź sobie - wychrypiał, ale jednocześnie w jego głosie można było wyczuć stanowczość. Wcale nie miałam takiego zamiaru.
- Idź - powtórzył, kiedy nie wykonałam żadnego ruchu.
- Pójdę, jeśli powiesz mi, co się dzieje. - Odważyłam się powoli do niego podejść. Ujęłam jego dłoń , a on uścisnął ją tak mocno, jakbym była jego podporą. W tamtym momencie liczyliśmy się tylko my.
Nie myliłam się, sądząc, że Dracona trapi coś bardzo ważnego. Tamtego dnia opowiedział mi wszystko od początku. Musiał mi bezgranicznie ufać, skoro zwierzył mi się z takich rzeczy. A ja słuchałam uważnie, z każdą chwilą będąc w coraz większym szoku.
Okazało się, że został śmierciożercą, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Nie miał wyboru. Jego ojciec został wtrącony do Azkabanu po pamiętnej walce w podziemiach Ministerstwa Magii podczas piątego roku. Byłam tam i miałam świadomość, że Lucjusz Malfoy jest śmierciożercą. Rozmawialiśmy niegdyś o tym z Draconem, miałam jednakże świadomość, że on nie jest taki, jak jego ojciec. Powiedział też, że unikał mnie, ponieważ nie chciał, by z jego powodu stała mi się jakakolwiek krzywda. Kiedy Ślizgon, na potwierdzenie swoich słów, pokazał mi lewe przedramię, na którym widniał przerażający, wijący się czarny wąż, zatkałam usta ręką. Szybko go zakrył, widząc moją reakcję.
Jak gdyby wiadomość, że Draco jest śmierciożercą, nie była wystarczająco wstrząsająca, chłopak zdradził mi, że Voldemort powierzył mu misję. Misję zabicia Dumbledore'a.
Potrzebowałam chwili, żeby przetrawić usłyszane słowa. Draco był śmierciożercą. Została mu powierzona misja zabicia Albusa Dumbledore'a, dyrektora Hogwartu. Wiedziałam już, dlaczego tak zmizerniał.
- Nie możesz tego zrobić! - krzyknęłam mimowolnie. Wciąż pozostawałam w szoku.
- Nie mam wyboru. Inaczej on mnie zabije - rzekł, patrząc mi prosto w oczy. - Posłuchaj, powiedziałem ci to wszystko, bo naprawdę mi na tobie zależy. Musisz przysięgnąć, że nie piśniesz nikomu ani słowa.
- Ale... - zaprotestowałam. Wolałam żyć w niewiedzy, niż ze świadomością, że dyrektor Szkoły Magii zginie. Dumbledore... Stary, ale przez wszystkich lubiany Dumbledore... Dla Harry'ego był ogromnie ważną osobą. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że właśnie on może umrzeć.
- Popatrz na mnie. - Zmusił mnie, bym na niego spojrzała. - Przyrzekasz, że nikomu nie powiesz?
Widziałam w jego spojrzeniu strach, ból i troskę. Nie było mu łatwo ze świadomością, że musi wypełnić polecone mu zadanie.
- Obiecuję. Nie powiem nikomu - szepnęłam.
Przytulił mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk. Było to iście desperackie przytulenie, ale byłam świadoma, że tego potrzebował. Wsparcia bliskiej osoby.
- Nie możemy się spotykać. Przynajmniej na razie. To dla twojego bezpieczeństwa, rozumiesz? - Lekko kiwnęłam głową, a z moich oczu popłynęły łzy. Tak bardzo bałam się tego, co miało nadejść... Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, chcąc chociaż na chwilę zatracić się w chwili.
A teraz stałam obok niego, żegnając się. Łzy, które wcześniej zebrały się w kącikach moich oczu, popłynęły ze zdwojoną siłą. Mogłam wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale oszukiwałabym samą siebie. Zbliżała się wojna, a my byliśmy po przeciwnych stronach.
Draco przybliżył się do mnie i mnie pocałował. Ten pocałunek wyrażał to, co w tamtym momencie czuliśmy. I był tym ostatnim. Potem odsunął się i powiedział:
- Byłaś najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Dzięki tobie jakoś się trzymałem. Żegnaj, Hermiono.
- Żegnaj, Draco - powtórzyłam i po raz ostatni ścisnęłam jego dłoń. Chwilę potem odszedł, pozostawiając mnie samą.

*

Rok później patrzyłam, jak odchodzi. Tym razem już ostatecznie, pozostawiając w moim sercu pustkę.
- Draco, chodź. - Jego matka zwróciła się wprost do niego.
Widziałam, jak się waha. Gdzieś głęboko we mnie pozostawała iskierka nadziei, że jednak tego nie zrobi. Okazała się być jednak błędna, bo zaraz potem obserwowałam go, jak wychodzi z grona uczniów Hogwartu i kieruje się ku śmierciożercom stojącym w rzędzie na dziedzińcu szkoły.
- Doskonale, Draco - wysyczał Voldemort, podczas gdy on, sztywny i wyprostowany, przeszedł obok niego.
Nigdy nie podejrzewałabym, że kiedykolwiek byłabym zdolna pokochać wroga i to z wzajemnością. Ale okazało się, że tak się stało i nie mogłam nic na to poradzić. Przekonałam się, że życie pisze różne scenariusze, niezależnie od nas samych.
Nigdy nikomu nie powiedziałam o tym, co niegdyś łączyło mnie i Dracona Malfoya. Nawet moi przyjaciele o niczym nie wiedzieli. I choć, po latach, wygraliśmy wojnę, to nigdy potem ponownie go nie spotkałam. Było tak, jakby zapadł się pod ziemię - nikt nic o nim nie wiedział. Równie dobrze mógł nie żyć. Czy tęskniłam? Na pewno. Lecz z czasem nauczyłam się żyć bez niego. A nasza miłość na zawsze pozostała tajemnicą, którą znaliśmy tylko i wyłącznie my sami.

Jest światło na tej drodze 
I myślę, że wiesz 
Poranek już nadszedł 
I ja muszę odejść 

niedziela, 13 grudnia 2015

Pierwszy post

 Witajcie na moim blogu, na którym - jak nazwa mówi - zamieszczać będę miniaturki Dramione (Hermiona Granger + Draco Malfoy). 
 Możecie mnie znać z innego bloga, na którym publikuję fanfiction o Drastorii i na który serdecznie zapraszam: KLIK
 Miniaturki pojawiały się będą co jeden, ewentualnie dwa tygodnie. Mam głęboką nadzieję, iż Wam się spodobają. Na pierwszą zapraszam już jutro. 
 Aha, jeszcze jedno. Jeśli nie jesteście fanami Dramione, nie lubicie tego pairingu, to po prostu nie czytajcie moich miniaturek ;) 
Pozdrawiam, 
Andrea Ceruleo.