Dzisiaj mam dla Was świąteczną miniaturkę, która, teoretycznie, miała pojawić się jeszcze przed wigilią, ale cóż, nie wyszło. Spóźniona życzę też Wam Wesołych Świąt (mam nadzieję, że cieszycie się z prezentów, które zapewne dostaliście). Dziękuję również za Wasze ogromnie pozytywne komentarze pod poprzednią miniaturką, z których do tej pory się cieszę. Mam nadzieję, że ta także przypadnie Wam do gustu, chociaż w połowie tak, jak tamta :D. Przed Nowym Rokiem powinna pojawić się jeszcze jedna miniaturka - jeszcze jedna świąteczna lub noworoczna (dajcie znać, którą wolicie).
W niewielkim, lecz przestronnym salonie, przy krześle obok elegancko nakrytego stołu, siedziała samotnie młoda, brązowowłosa kobieta. Już na pierwszy rzut oka na nią było widać, że coś jest nie tak. Na jej twarzy malował się duży smutek, a w oczach widniała tęsknota i żal. Ktoś, widzący ją w tamtej porze, zapewne zastanawiałby się, co ona robi sama w domu podczas takiego wyjątkowego wieczoru. Był to bowiem wieczór wigilijny.
Hermiona Granger, bo nią była owa kobieta, westchnęła cicho, gładząc przód swojej wykwintnej, czarnej sukienki. Właściwie to nie wiedziała, dlaczego tak się ubrała. Przecież i tak nie miała dla kogo się stroić. Może chodziło o zachowanie pewnego rodzaju tradycji, a może po prostu chciała dobrze wyglądać? Przypuszczała, że te opcje wydawały być się całkiem prawdopodobne.
Wszystko przygotowała. Przyrządziła smakowite potrawy, upiekła pierniczki, nakryła do stołu. I co najważniejsze, zrobiła to bez pomocy magii. Teraz siedziała, zastanawiając się, co właściwie chciała przez to osiągnąć.
Była przygnębiona, ponieważ została skazana za samotne spędzenie wigilii. Kilka dni temu otrzymała następującą wiadomość od Harry'ego - jej przyjaciela, chłopca, który pokonał Voldemorta:
Hermiona była przekonana, że wrócą ze swojej tajemniczej misji nawet jeszcze przed świętami, ale najwyraźniej się myliła. Myślała, że spędzą wspólnie święta, szczególnie wigilię, a tu taka wiadomość... Bez nich nie miała z kim świętować. Nie miała pojęcia, gdzie podziewali się jej rodzice, którym zmieniła pamięć tuż przed wojną. Próbowała ich odszukać w Australii - tam, gdzie ich wysłała - lecz jak dotychczas bezskutecznie. Minąły dwa lata, odkąd wojna się skończyła, a ona wciąż nie mogła ich odnaleźć. Na wspomnienie o mamie i tacie w jej oczach pojawiały się łzy, a wspomnienia mimowolnie pojawiały się w jej głowie. Wspólne wycieczki, oglądanie filmów, a przede wszystkim święta w rodzinnym gronie wydawały się jej być tak odległe, jakby zdarzyło się to tysiąc lat temu.
Okazało się także, że reszta jej przyjaciół ze szkoły, między innymi Neville i Luna, wyjechali tymczasowo z Anglii, wliczając w to także rodzinę Weasleyów, która wciąż jeszcze opłakiwała śmierć Freda, bolesną stratę, którą wszyscy odczuli. Wyglądało na to, że została pozostawiona na lodzie i nie miała innego wyboru, niż tylko spędzić Boże Narodzenie.
- Wesołych świąt, Hermiono - powiedziała smętnie sama do siebie, smutno się uśmiechając. Poczuła, że mimowolnie jest głodna i postanowiła, że w końcu zabierze się za jedzenie.
Rozejrzała się jeszcze dookoła. W kącie pokoju stała piękna choinka, na której świeciły się kolorowe światełka, a na jej gałęziach pobłyskiwały brokatowe ozdoby. Wzrok kobiety zatrzymał się jednak na oknie, z którego rozpościerał się widok na okolicę. Prószył śnieg, w oddali można było zauważyć przystrojone świerki. Na niebie jaśniały gwiazdy, a Hermiona zauważyła, że ta najważniejsza - pierwsza gwiazdka - już się pojawiła. Pora była więc zacząć posiłek, chociażby nawet byłoby się samotnym.
Na stole widniały dwa nakrycia - jedno dla samej Hermiony, a drugie, jako tradycja świąteczna, gdyby ktoś osamotniony, tak jak ona, zapukał do drzwi. Jednakże młoda kobieta wątpiła w to, jakoby komuś zachciało się ją odwiedzić, bo była przekonana, iż absolutnie wszyscy spędzali święta z rodziną, oczywiście z wyjątkiem jej samej. A ona nie chciała się nikomu narzucać.
Przysunęła się bliżej swojego nakrycia i powoli nalała sobie do talerza barszu z uszkami. Ledwo jej palce musnęły srebrną łyżkę, usłyszała pukanie do drzwi.
Na początku myślała, że się przesłyszała. Uznała to za swoją wybujałą wyobraźnię i nałożyła na łyżkę barszczu. Nie zdążyła nawet przybliżyć jej do swoich ust, kiedy znowu je usłyszała. Ktoś najwyraźniej stał za drzwiami i chciał dostać się do środka.
Szybko przełknęła łyk zupy i wstała. Serce zaczęło jej mocniej bić. Nie miała pojęcia, kto czegoś mógł od niej chcieć. Czyżby to był jakiś gość, który nie miał z kim spędzić wigilii i postanowił udać się właśnie do niej?
Podjęła decyzję, że otworzy. W tym czasie pukanie zdążyło już nieco osłabnąć, lecz nadal było słyszalne. Hermiona szybkim krokiem wyszła z salonu, a po chwili znalazła się w przedpokoju, przy drzwiach wejściowych. Poprawiła ręką swoje rozpuszczone, brązowe włosy, łapiąc za klamkę wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi.
W pierwszej chwili myślała, że śni. Miała jednakże świadomość, że to nie mógł być sen. On tam naprawdę był, w czarnym płaszczu, i stał przed nią.
- Malfoy? - szepnęła zaskoczona Hermiona.
Jej największy wróg ze szkolnych czasów najwyraźniej się jej przypatrywał i coś w jego minie mówiło szatynce, że także jest zaskoczony jej widokiem.
- Granger? - Zmrużył oczy.
Przez chwilę mierzyli siebie wzrokiem. Hermiona nie wiedziała, co ma zrobić.
- Co ty tu robisz? - wykrztusiła w końcu. Czy wielkim nietaktem byłoby zamknięcie mu drzwi przed nosem?
- Szukam towarzystwa - prychnął, ale w jego głosie brązowowłosa wyczuła nutę żalu. Zrozumiała aluzję.
I w tamtym momencie, stojąc przed nim w otwartych drzwiach, podjęła decyzję. Co nią kierowało? Nie wiedziała. Przecież Malfoy był jej odwiecznym wrogiem - nienawidzili siebie nawzajem. Patrząc jednak wtedy na niego, na z jakiegoś powodu przygnębionego mężczyznę, który nie odwrócił się plecami, kiedy dowiedział się, że szlama otworzyła mu drzwi, zrobiło jej się go swego rodzaju żal.
- Wejdź - powiedziała i odsunęła się od progu, tym samym robiąc przejście.
- Nie będę robić ci kłopotu. - Chciał już odejść, ale Hermiona pośpiesznie dodała:
- Jestem sama.
Draco popatrzył na nią.
- Nikt nie powinien być dzisiejszego wieczoru sam.
- Jak mi się wydaje, ty jesteś - zauważyła.
- Ja to beznadziejny wyjątek - rzekł, ale wspiął się po schodkach wejściowych i nieco niepewnie wszedł do środka. Hermiona zamknęła za nim drzwi i odwróciwszy się, skierowała swój wzrok na blondyna. Musiała przyznać, że w tym swoim płaszczu, na którym jeszcze pozostały nieroztopione płatki śniegu, prezentował się naprawdę wytwornie.
Wskazała mu ręką wieszak, a on zdjął swoje okrycie i powiesił je tuż obok czerwonej kurtki Hermiony. Okazało się, że miał na sobie białą koszulę, która, choć z pozoru zwyczajna i prosta, bardzo mu pasowała.
Zaraz potem młoda kobieta poprowadziła go do salonu. Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Miała świadomość, że właśnie zaprosiła swojego wroga do własnego mieszkania i mają razem zjeść kolację wigilijną. Poniekąd nie wiedziała, dlaczego to uczyniła. Na pewno kierowała nią dobroć serca, a może coś jeszcze? Kiedy ujrzała na progu swojego domu Malfoya i patrzyła mu prosto w oczy, zobaczyła odbicie człowieka potrzebującego choć odrobiny ciepła i miłości, a gdy zaprosiła go do środka, coś w jej wnętrzu podpowiedziało jej, że dobrze postąpiła.
- Siadaj. - Hermiona zaprosiła go gestem do stołu. W duchu dziękowała sobie, że postawiła dodatkowe nakrycie.
Usiedli. Draco zajmował miejsce po przeciwległym krańcu stołu, lecz jako iż ten był dość małych rozmiarów, nie siedzieli daleko od siebie.
- Rozgość się - mruknęła Hermiona, bacznie go obserwując.
- Nigdy bym nie pomyślał - odezwał się - że będziemy kiedyś razem siedzieć przy jednym stole. Sami.
- Uwierz mi, że ja też. Nawet w najśmielszych marzeniach - odpowiedziała. A jednak siedzimy, a ty do tej pory jeszcze nie rzuciłeś do mnie żadnym wyzwiskiem. - uśmiechnęła się cierpko.
- I tak nie będzie. Pewne rzeczy się zmieniają - rzekł.
Tym razem mu nie odpowiedziała, tylko zabrała się do jedzenia barszczu. Młody Malfoy, idąc jej przykładem, także nalał sobie go do talerza i zaczął jeść. Jedli w głuchej ciszy, nie licząc cichego brzdęku łyżek.
- Co właściwie tutaj robisz? Sam? - Hermiona odważyła się wreszcie zadać to nurtujące ją pytanie, kiedy ich talerze zostały puste.